wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 1

Rozdział 1


 No dobra tak jak obiecałam pojawiam się znowu, aby opowiedzieć Ci moją historię. Mam dziś trochę wolnego czasu, więc może uda mi się opowiedzieć Ci najważniejsze szczegóły z pierwszego dnia mojego pobytu w L.A. Hmm...czyli zaczynamy od początku? No to słuchaj uważnie. Uwaga! Zaczynam...

10 czerwca 2012r.

- Jak Ci minął lot?- Zapytała się mnie skupiona na prowadzeniu auta Liza. Byłyśmy w drodze do jej domu, który z tego co wiem mieścił się w dzielnicy Silver Lake.
- Nawet dobrze. Spodziewałam się, że będzie gorzej, biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie leciałam samolotem- Odpowiedziałam krzywiąc się lekko na co szatynka zareagowała śmiechem.
- Dobra...doleciałaś cała i zdrowa, czyli mój kochany braciszek, a twój ojczulek mnie nie zabije. To już jest sukces! No to teraz zostaje kwestia tego jakie masz plany na spędzenie trzech miesięcy w słonecznej, zajebistej Kalifornii- Przerwałam wpatrywanie się w niesamowite widoki za oknem na rzecz zwrócenia uwagi na dziewczynę. Spojrzała się ona na mnie przelotnie z uśmiechem.
- Nie będę oryginalna...na pewno chciałabym zobaczyć Hollywood Walk of Fame, hmm...obowiązkowo Znak Hollywood. No jednym słowem wszystko- Powiedziałam po czym obie się roześmiałyśmy.
- Hmm...Zapomniałaś o czymś- Odezwała się Liz zatrzymując się na czerwonym świetle.
- O czym?- Spojrzałam się na nią pytająco. Czyżbym o czymś zapomniała? Niee...raczej nie.
- Zapomniałaś wspomnieć o wycieczkach po wszystkich najlepszych Klubach w L.A- Zaśmiała się wesoło szatynka skręcając w Wilshire Blvd.
- No tak! Zapomniałam, że twoją ulubioną atrakcją jest zwiedzanie klubów. Co tam zabytki, piękne krajobrazy. Klub najważniejszy- Dziewczyna nie skomentowała tego, lecz zauważyłam na jej twarzy oznaki rozbawienia. Zauważyłam też, że chce ona coś powiedzieć, jednak waha się nad tym- Dobra...gadaj co Ci chodzi po głowie?
- Nie no nic- Odpowiedziała przygryzając lekko dolną wargę.
- Lizz...
- No dobra...no bo mam pomysł na dzisiejszy wieczór- Odpowiedziała niepewnie, ale na jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Domyśliłam się o co jej może chodzić, jednak pozwoliłam jej dokończyć- Wiesz...wiem, że średnio lubisz dyskoteki, ale pomyślałam, że może wybierzemy się wieczorem do Exchange LA. To całkiem niedaleko od domu. Byłam tam kilka razy ze znajomymi i wierz mi, że to świetne miejsce!- Powiedziała podekscytowana dziewczyna- To jak? Co ty na to? Rozumiem jeśli nie będziesz chcia...
- Noo dobra- Przerwałam jej. Tak jak Liz wspomniała wcześniej nie lubię takich miejsc. Obrzydzają mnie Ci wszyscy faceci, którzy szukają tylko okazji, aby pieprzyć się z nowo poznaną dziewczyną, spoceni ludzie, których ciała całe się lepią. Dym papierosowy i zapach alkoholu unoszący się wszędzie. Masakra! Zdecydowanie wolę domówki wśród przyjaciół, gdzie raczej wszystkich znam. Gdzie można na spokojnie pogadać bez potrzeby przekrzykiwania się. Zgodziłam się tylko i wyłącznie ze względu na Lizę, która z natury lubi flirtować z nieznajomymi mężczyznami. Odkąd pamiętam chodziła ona po takich miejscach. Mój tata zawsze sceptycznie podchodził do jej wypadów. Jako starszy brat troszczył się o nią i wolał, żeby jego "mała" siostrzyczka nie włóczyła się po klubach, jednak wiedział, że nie ma na to wpływu.
- Serio?! Jezu Ellie jak się cieszę! Myślałam, że będzie trudniej- Krzyknęła szczęśliwa szatynka.
- Ale zaznaczam na wstępie, że nie będę codziennie chodzić po klubach! 
- Ok.Nie ma sprawy. Ważne, że się zgodziłaś na dziś.
- Taaa- Mruknęłam.
-  Jeszcze chwila i będziemy na miejscu- Oznajmiła Liza, skręcając w boczną uliczkę. Kilka minut później podjechałyśmy pod wielki, śliczny dom. Budynek był wybudowany w stylu nowoczesnym. Frontowa ściana była wyłożona szarym kamieniem, natomiast reszta pomalowana była na biało. Podjazd był pokryty ciemno szarą kostką. Po jego bokach ułożone były klombiki z różnymi kolorowymi kwiatami oraz krzewami, wysypane korą. Trawa w odcieniu malachitowym była idealnie przystrzyżona. Całość wyglądała niesamowicie. Patrzyłam na ogród jak zaczarowana. Nie przejmując się szatynką wyszłam powoli z samochodu. Zrobiłam kilka niepewnych kroków w stronę mojego tymczasowego domu. Stanęłam na środku ogromnego chodnika i nie wiedziałam co mam dalej robić. Czułam się oszołomiona tym wszystkim. Z całej siły starałam się powstrzymywać łzy, które zaczęły napływać do kącika moich oczu.
- Podoba Ci się?- Dotarł do mnie zza pleców zadowolony głos Lizy. 
- Liz to jest takie...-Zaczęłam drżącym głosem. Nie potrafiłam opanować swoich emocji. Ten dom to czysty raj. W Polsce mieszkam z rodzicami i młodszą siostrą w bloku na Mokotowie. Mamy niezbyt duże, 3-pokojowe mieszkanie. Nie mogę narzekać, mam swój pokój, mały balkonik, jednak najgorzej jest kiedy zepsuje się winda...wejść po schodach z ciężkimi zakupami na 10 piętro to nie lada wyczyn- niesamowite.
- Wiem mi też się podoba. Ten dom i ogród to moja duma!
- Też tak myślę. Tylko powiedz mi jak ty zdobyłaś tyle forsy na to wszytko?- Odwróciłam się w jej stronę i spojrzałam się na nią pytająco.
- Widzisz...pracowałam dniami i nocami, łapałam każdą możliwą fuchę, oszczędzałam na wszystkim...dosłownie! Brakującą sumę pożyczyłam od rodziców i od Łukasza. Wiesz...co jak co, ale brata to ja mam dobrego- Roześmiała się Liza- zawsze starał mi się pomóc. Wspiera mnie w każdym moim pomyśle. W wyjeździe do Stanów też mnie nie zawiódł. Twój ojciec ma wielkie serce.
- Taak...wiem to- Powiedziałam z dumą. 
- Noo nie powiem, było cholernie ciężko, jednak warto było. Mam nadzieję, że spodoba Ci się reszta i będziesz dobrze się tu czuła.
- Nie ma innej opcji- Odpowiedziałam.
- Dobra chodź weźmiemy twoje rzeczy i pokażę Ci resztę- Powiedziała dziewczyna otwierając bagażnik. Wzięłyśmy moje walizki i skierowałyśmy się do środka tego królestwa.
- Witaj w Moim...Naszym królestwie!- Zawołała szatynka kiedy tylko przekroczyłyśmy próg domu. 
- Zostaw tu walizki, bo najpierw chciałabym Cię troszkę oprowadzić...- Liz pokazywała mi każde pomieszczenie jakie się tu mieściło. Opowiadała mi o każdym pokoju z wielkim zapałem. Wnętrze domu urządzone było w stylu nowoczesnym.
Wszędzie panowała biel i czerń, jednak do każdego pomieszczenia przypisywany był jeszcze jeden kolor, który sprawiał, że całość nie była nudna. W salonie była to czerwień, w kuchni zieleń, w przedpokojach purpurowy, w łazienkach turkus, w sypialni Lizy granatowy, a u mnie lawendowy. 

- Noo to chyba tyle. W razie czego służę pomocą- Odezwała się dziewczyna rozkładając się wygodnie na czarnej, skórzanej kanapie w salonie. Spojrzała na wielki zegar wiszący nad telewizorem plazmowym- Jest dwadzieścia po 2-giej. Zaraz zamówię coś do jedzenia, bo nie chce mi się gotować.
- Rozleniwiłaś się w tych Stanach- Powiedziałam z przekąsem siadając obok niej na fotelu- Dzięki Tobie ja również jestem zdania, że Amerykanie używają samych gotowców, bo są za leniwi, aby zrobić co kol wiek samemu.
- Hmm...ale zauważ, że ja jestem Polką mieszkającą w Stanach- Powiedziała z udawaną powagą Liza- Doobra miałam Cię o czymś poinformować, ale mi przerwałaś i przez to uciekł mi wątek.
- Kurde tak młoda dziewczyna, a już ma alzheimera.
- Nieprawda! Po prostu...Już wiem co miałam powiedzieć!- Krzyknęła szatynka na co ja pokręciłam głową z dezaprobatą- A, więc...
- Nie zaczyna się zdania od 'a więc'- Jak ja się uwielbiam z nią droczyć.
- Fuck nie przerywaj mi! Mianowicie do klubu wychodzimy o 19:00, ale bądź gotowa gdzieś na 18:30, wiesz...wolę się nie spóźniać.
- Dobra to o 18:30 widzimy się na dole?- Zapytałam dla pewności na co szatynka przytaknęła twierdząco.
- To ja idę zamówić jedzenia, a ty jak chcesz to idź się odśwież i wgl. Wolisz pizzę czy jakieś chińskie żarcie?
- To zacznę się rozpakowywać. Hmm...zdecydowanie chińskie- Odpowiedziałam na co szatynka uśmiechnęła się radośnie. Wiedziałam, że Liz woli kuchnię chińską, a spytała się mnie tylko grzecznościowo co wolę, więc...czego bym nie odpowiedziała to i tak Chińszczyzna zostałaby nam przywieziona. Tsaa...
Spojrzałam ostatni raz na dziewczynę, która poszła do kuchni w celu zamówienia dla nas obiadu i poszłam na górę do swojego tymczasowego pokoju, aby ogarnąć się trochę. Rozpakowywanie tych wszystkich manatków zajęło mi jakieś pół godziny. Miałam jeszcze chwilę czasu na przebranie się w wygodniejsze rzeczy. 
 Założyłam na siebie jasną koszulę, krótkie jeansowe spodenki, a swoje długie blond włosy rozpuściłam luźno.  Zmyłam z siebie zbędny makijaż, ponieważ i tak wieczorem będę musiała się znowu umalować.


- Ellie! Jedzenie już jest- Chwilę potem z dołu dobiegł mnie donośny głos Lizy.

* 2 godziny później
 - Jezuu jak ja się tym najadłam- Jęknęłam żałośnie. Nie powiem...lubię chińską kuchnię nie tylko za dobre dania, ale również za to, że Azjaci nigdy nie żałują porcji, a dzięki temu za niewielką sumę można porządnie się najeść.
- A ja bym jeszcze coś zjadła. Mam ochotę na sajgonki. One są takie pyszne- Powiedziała rozmarzonym głosem Liz. Matko! Ona zawsze jest głodna, a zjada dwa razy większą porcję od mojej. Najlepsze jest to, że mimo tak dużego apetytu nigdy nie tyje. Widać ma geny Babci Ewy. Ona też nigdy nie miała tendencji do tycia. 
- Nie! Liza daj już spokój przecież dopiero co zjadłaś wielką porcję jedzenia. Ile można jeść?- Powiedziałam i roześmiałam się widząc na twarzy szatynki niezadowolenie. Wyglądała w tym momencie jak małe dziecko, które nie dostało upragnionej zabawki- Poza tym która jest już godzina?
- W pół do piątej- Odezwała się w dalszym ciągu niezadowolona dziewczyna.
- Kurde już tak późno? To muszę lecieć się ogarniać- Powiedziałam wyrzucając szybko pusty pojemnik do śmietnika.
- Tak, tak...spokojnie- Skomentowała mój pośpiech Liz.
- Ojj Liza przestań się już dąsać. Jutro zamówisz sobie te cholerne sajgonki- Zawołałam do niej udając się w stronę schodów.
- Fajnie...- Rzuciła obojętnie, następnie sama kierując się w stronę swojego pokoju. 
- Ojj czuję, że to będą dłuugie wakacje- Powiedziałam pod nosem chichocząc cicho. Weszłam do dużej sypialni, gdzie przez ten czas będę spać. Podeszłam do wielkiej, rozsuwanej szafy wnękowej w której były moje rzeczy i zaczęłam szukać kreacji, którą mogłabym założyć na dzisiejszy wypad do klubu. Przyznam, że nie wiedziałam w co się mam kierować. Czy pozostać przy spodniach i jakieś bluzce, czy może powinnam postawić dziś na ekstrawagancję i założyć sukienkę. Na ogół sukienki zakładałam na jakieś szczególne okazje. Na co dzień wolałam wygodniejsze ciuchy, ale pomyślałam, że tym razem zrobię wyjątek. Po krótkiej chwili namysłu sięgnęłam po jedną z moich ulubionych sukienek, a z dolnej półki zdjęłam najlepsze szpilki. Chwyciłam jeszcze z małego stolika swoją zieloną kosmetyczkę, w której miałam kosmetyki oraz przybory do mycia i poszłam do łazienki wziąć prysznic oraz wyszykować się do wyjścia. Po krótkim, orzeźwiającym prysznicu poczułam się o niebo lepiej. Swoje wilgotne ciało osuszyłam miękkim, puszystym ręcznikiem. Chwilę potem zabrałam się za ubieranie. Mokre włosy wysuszyłam suszarką, a na twarz nałożyłam delikatny makijaż. Gotowa wróciłam do sypialni, aby przejrzeć się w wielkim lustrze. Lustrowałam swoje ciało dokładnie. Uważałam, że śliczna, lekko rozkloszowana przy dole, miętowa sukienka na ramiączka idealnie komponuje się z tego samego koloru, wysokimi czółenkami. Całość dopełniły srebrne dodatki. Swoim długim, z natury falowanym, blond włosom pozwoliłam rozpłynąć się po ramionach oraz plecach. Zauważyłam, że i tak największą uwagę przyciągają moje lekko zielonkawe oczy, które podkreśliłam tylko czarną kredką do oczu oraz tuszem. Na policzki naniosłam trochę lekko różowego pudru, natomiast usta maznęłam beżowym błyszczykiem, który dodał im ładnego połysku. Spojrzałam na telefon, aby sprawdzić która godzina. Stwierdziłam, że do wyjścia mamy jeszcze 5 min, dlatego bez pośpiechu chwyciłam białą kopertówkę i spokojnym krokiem ruszyłam na dół w stronę przedpokoju z którego dochodziły mnie dosyć głośne odgłosy.
- Cholera!-  usłyszałam wściekły głos Lizy.
- Co jest?- Spytałam się dziewczyny, która przerzucała w szafce wszystkie obuwia.
- Nie wiem, które buty pasują do tej sukienki...poddaję się- Westchnęła ciężko dziewczyna i usiadła niechlujnie na podłodze. Twarz schowała w swoich dłoniach. Pomyślałam, że jakoś jej spróbuję pomóc, dlatego przyjrzałam się jej dokładnie. Miała ona na sobie obcisłą, lekko połyskującą, sięgającą do ud granatową sukienkę na rękaw 3/4. Wyglądała w niej niesamowicie. Dodatkowo usta pomalowane na krwistoczerwony kolor oraz oczy w stylu smoky eyes sprawiały, że wyglądała niezwykle zmysłowo. 
- Dobra...daj mi minutę- Powiedziałam i popędziłam ponownie w stronę sypialni.
- Minuta, dwie...co to za różnica- Odpowiedziała obojętnie szatynka. Z szafy wyciągnęłam parę lakierowanych, wysokich czarnych szpilek, które według mnie idealnie pasowały do jej świetnej kiecki. Z rozmiarem myślę, że też trafiłam.
- Proszę. Zobacz czy dobre- Powiedziałam podając buty zdziwionej dziewczynie. Ta posłusznie je przymierzyła- I jak?
- Idealne- W jej oku dostrzegłam iskierkę radości.
- No dobra to nie mazaj już się tylko chodź, bo impreza na nas czeka- Odparłam wesoło.
- Alee...
-  Nie ma żadnych "ale" bierz potrzebne rzeczy i idziemy.
- Dobrze, ale czekaj...muszę jeszcze zadzwonić- Powiedziała wyglądając przez okno z którego widać było ulicę- Chociaż nie! Już jest.
- Kto?- Spytałam się jej zdziwionym głosem. Nie mówiła nic o tym, że ktoś z nami ma iść.
- Ojj chodź. Zaraz was zapoznam. Będzie fajnie zobaczysz!- Zaśmiała się podekscytowana dziewczyna. Poleciała ona jeszcze do salonu po torebkę, a ja w tym czasie wyjrzałam przez okno, aby zobaczyć kto na nas czeka. W oddali ujrzałam sportowe białe auto. Wyglądało na cholernie drogie. Czyli mam do czynienia z kimś nieźle nadzianym. Faajnie...szykuje się ciekawa noc.

KONIEC ROZDZIAŁU 1.

 

Na dziś to tyle kochani! Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem :D Jest mi niezwykle miło czytać wasze pochwały. Zapraszam do komentowania oraz czytania mojego opowiadania! 

Pozdrawiam Wszystkich!